Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć o tym, jak wróciłem do mojego rodzinnego domu i zapomniałem piórka do tabletu 😢
Zawsze, gdy wyjeżdżam z Krakowa do mojej rodzinnej miejscowości, zabieram ze sobą tablet graficzny (oczywiście z piórkiem do niego). W czasie weekendu staram się wykonać przynajmniej 1 rysunek. Tym razem zapomniałem piórka. Byłem wkurzony. Miałem 2-3 dobre pomysły, których nie mogłem przez to zrealizować. Jednym z nich był obrazek 360 stopni, a na nim podróż dookoła internetu lub Facebooka za pomocą jakiegoś środka transportu: samochodu przez miasto, rakiety przez kosmos lub okrętu przez morze. Nie miałem dopracowanych szczegółów. Zakładałem jedynie, że podróż powinna mieć swój początek i koniec oraz jakiś etap pośrodku, bo grafika do formatu 360 musi być naprawdę długa.
Gdybym wtedy miał przy sobie piórko, zapewne wykonałbym rysunek składający się tylko z trzech (a być może nawet dwóch) etapów. Bardzo prawdopodobne, że w ten sposób zmarnowałbym potencjał formatu 360, dzięki któremu mogłem przecież pokazać znacznie więcej. Z racji, że piórka nie miałem, to spędziłem około godzinę na samym myśleniu nad ulepszeniem mojej koncepcji.
Jak byłem mały, to uwielbiałem rysować statki na morzu. Dlatego zdecydowałem się na okręt. Wziąłem kartkę A4. Rozrysowałem początek i koniec. Zacząłem szukać skojarzeń pomiędzy obszarami: Facebook, okręt, morze, woda, sztorm. Wtedy zaczęły mi przychodzić do głowy pomysły ze shitstormem i pieniędzmi utopionymi w kupowanie fanów. Na samym końcu wymyśliłem… walenie.
Gdy miałem już wszystkie etapy podróży dookoła Facebooka (ostatecznie z początkiem i końcem wyszło ich aż 6), musiałem je jeszcze ułożyć w odpowiedniej kolejności. Wtedy pierwszy raz przeszło mi przez myśl: „kurde, może i dobrze, że zanim wykonałem ten rysunek, wszystko dokładnie przemyślałem”.
Po powrocie do Krakowa spędziłem jakieś 4-5 godzin na rysowaniu. Potem jeszcze godzinę na układaniu treści blogowego wpisu oraz ustawieniu wszystkiego na Facebooku, Instagramie i Twitterze. Łącznie zebrało się tego sporo, bo aż 6-7 godzin. To prawie cały dzień pracy. Nigdy nie poświęciłem aż tyle na pojedynczy post i rysunek, ale ten miał być wyjątkowy, bo pierwszy w 360.
Po godzinie zero, czyli publikacji posta, od razu był ogień 🔥 Rzadko zdarza mi się 6 reakcji w ciągu pierwszej minuty. Obserwowałem, jak rosną jego wyniki…
Rekordowy zasięg (w całości organiczny): 51 019 osób
Rekordowa liczba reakcji na moim profilu: 342 reakcje
Rekordowa liczba kliknięć w post: 7 502 kliknięcia
A do tego komentarze i udostępnienia z miłymi słowami od NowegoMarketingu, Advertising is exciting i portalu Follower.
Wyjątkowo dopracowany pomysł i świeża, oryginalny forma – to wyróżniało rysunek spośród innych. Nie było żadnego real-time marketingu, którym charakteryzowały się dotychczas najlepsze, pod względem wyników, rysunki.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Chcę Wam pokazać, że czasem lepiej przeznaczyć godzinę więcej na myślenie, niż realizować niedopracowane pomysły nawet przez 12 godzin. Osiem wcześniejszych postów miało łącznie mniejszy zasięg niż ten jeden. Osiem wcześniejszych postów wygenerowało mniej interakcji i polubień profilu niż ten jeden. A teraz najlepsze! Na ten jeden post poświęciłem łącznie 6-7 godzin, natomiast na osiem poprzednich – razem jakieś 30 godzin. To doskonały przykład tego, że w social media liczy się jakość, nie ilość. No i oczywiście odrobina szczęścia (patrz. piórko) 😉
Wniosek: lepiej opublikować jeden przemyślany post niż kilka mniej dopieszczonych. Oczywiście możesz się tutaj ze mną nie zgodzić. Każdy bazuje na własnych doświadczeniach, a moje są właśnie takie. Rozkręcając profil od zera, lepiej wrzucać 2-3 świetne posty tygodniowo niż 10 przeciętnych. Jednym z mitów Facebooka jest dla mnie to, że trzeba publikować często i regularnie, żeby Edge Rank nas lubił. Kończy się to najczęściej naparzaniem nudnych i powtarzalnych postów, by wyrobić dzienną normę. Jeśli możesz poświęcić na swojego firmowego fejsa X godzin tygodniowo, to lepiej zrobisz, rozbijając ten czas na 2-3 posty niż 10.
Niestety nigdy nie masz pewności, że przy rozpoczynaniu pracy nad kolejnym postem wypowiesz magiczną formułę…
…i ten jeden post osiągnie znacznie lepsze wyniki. Ale jeśli chcesz wyważyć drzwi do viralowego raju, to prędzej sforsujesz je 5 strzałami z katapulty (z których 4 będą niecelne, aż w końcu 1 trafi) niż 30 strzałami z procy, z których wszystkie będą celne, ale po prostu słabe.
Jeśli chodzi o content, to konkurencja jest duża. Posty z Facebooka nie wyświetlają się organicznie w prawej kolumnie czy Audience Network. Miejsce walki jest jedno: newsfeed! A liczba miejsc na posty stron jest ograniczona. Newsfeed musi też bowiem pomieścić posty znajomych oraz oczywiście reklamy. Załóżmy, że każdy użytkownik ma dziennie 50 wolnych slotów na posty różnych stron i algorytm (na podstawie historii aktywności użytkownika w serwisie) musi mu wyświetlić 50 postów stron, którymi z największym prawdopodobieństwem będzie zainteresowany. Tylko niezwykle angażującym contentem wbijesz się w te puste sloty.
Poza tym wyobraź sobie dwa profile. Na jednym nowe posty pojawiają się tylko 2 razy w tygodniu, ale są one niezwykle przydatne. Na drugim profilu nowe posty publikowane są codziennie, ale tylko 2 za nich są przydatne, a pozostałe 5 w ogóle nie wzbudza Twojego zainteresowania. I teraz pytanie: który profil będziesz chętniej obserwował? Gdy użytkownik po raz pierwszy wchodzi na Twój profil, to zwykle nie sprawdza, jak często publikujesz nowe treści – czy dodajesz je codziennie czy może co 3 dni. Po prostu przewija ostatnie posty i ocenia ich przydatność dla niego.
Prof. Walery Pisarek, mój ulubiony wykładowca, napisał książkę „Słowa między ludźmi”. W rozdziale V, zatytułowanym „Zasady skutecznego komunikowania” radzi:
Mów tylko wtedy, kiedy naprawdę masz coś ważnego do powiedzenia – to podstawowa zasada, ba! kamień węgielny skutecznego komunikowania.