Poszczególne platformy social media chcą ułatwić zarabianie na afiliacji. Twórcy będą mogli oznaczać produkty na zdjęciach oraz w filmach bez bezpośredniej współpracy z konkretnymi markami. Jeśli ktoś kliknie w znacznik produktu, a następnie dokona zakupu, autor posta będzie mógł liczyć na prowizję od sprzedaży. Wypłaci ją dana platforma. Tego typu rozwiązanie testuje już m.in. YouTube.
YouTube testuje, ale Instagram wycofuje
Instagram również sprawdzał podobny mechanizm w Stanach Zjednoczonych. W pierwszym etapie testów brali udział wyłącznie zatwierdzeni twórcy. Mogli oni kupić dowolny produkt na Instagramie, a następnie umieścić go w swoim poście i zarabiać na zakupach z niego, jeśli takowe się pojawiły i nie zakończyły zwrotem towaru. Każda marka określała własną prowizję, zwykle w wysokości ok. 15-25%, a twórcy mogli przeglądać portfolio marek i wybierać, z którymi chcą współpracować.
Instagram zainteresował się w ogóle afiliacją, ponieważ zauważył, że ludzie coraz chętniej oznaczają marki w swoich postach, nawet bez jakiejkolwiek możliwości zarabiania na tym. Według ich wewnętrznych danych średnio 1,6 mln użytkowników z USA taguje co najmniej jedną markę tygodniowo.
Mimo to Instagram 31 sierpnia 2022 ogłosił, że zamyka swój program partnerski. Powód? W obecnej formie funkcjonalność nie cieszyła się zbyt dużym zainteresowaniem ze strony samych twórców.
Pomimo że Instagram w tym momencie wycofał się z tego pomysłu, to uważam, że prędzej czy później może do niego powrócić. Szczególnie, jeśli uda się go zrealizować z lepszym skutkiem YouTube’owi albo TikTokowi, który też chciałby ułatwić twórcom zarabianie na afiliacji.
Dlaczego platformy social media idą w afiliację?
W ostatnich latach poszczególne kanały prześcigają się na to, kto zaoferuje twórcom więcej możliwości zarabiania. Nic dziwnego. W końcu w 2022 roku mamy już tyle różnych kanałów społecznościowych, że większość twórców skupia się tylko na 2-3 spośród nich. Platformy muszą zatem zabiegać o najlepszych twórców. Kiedyś oferowały im w zamian duży zasięg, który oczywiście przekładał się na popularność danego autora. Teraz problem z zasięgiem organicznym mają nawet najlepsi twórcy, więc kanały coraz częściej starają się dać im coś ekstra.
Platformy social media dostrzegły, że mogą stać się łącznikiem pomiędzy twórcami a markami. Do tej pory rolę tego typu pośrednika pełniły różne platformy afiliacyjne (np. webePartners). Osoby osiadające poczytnego bloga lub popularny kanał społecznościowy mogły w nich znaleźć marki do współpracy, a marki – twórców, którzy będą polecali ich produkty.
Na czym polega marketing afiliacyjny?
Afiliacja to zarabianie poprzez polecanie. Właściciel dowolnego kanału (w tym przypadku konta na YouTube lub Instagramie) zarabia prowizje od sprzedaży polecanych online produktów reklamodawcy. Z kolei reklamodawca zarabia, bo dzięki temu poleceniu sprzedaje więcej w swoim sklepie.
Istotnym elementem afiliacji jest rozliczenie za efekt. Niekoniecznie musi nim być transakcja. Obie strony mogą też rozliczać się za kliknięcia, leady albo dowolną konwersję na landing page’u reklamodawcy.
Z afiliacją w marketingu internetowym możemy mieć do czynienia nie tylko w przypadku mediów społecznościowych, ale też:
👉 blogów (od nich w zasadzie afiliacja wyszła) i vlogów,
👉 baz mailingowych,
👉 porównywarek cenowych,
👉 serwisów z rabatami,
👉 czy nawet wtyczek/rozszerzeń do przeglądarek, które mają wyszukiwać aktualne promocje i rabaty w danym sklepie, ale tak naprawdę są jednym z największych scamów we współczesnym marketingu internetowym (może kiedyś napiszę o tym więcej).
Afiliacją jest zatem na przykład współpraca marki z blogerem, który na swoim blogu opisuje produkt danej marki i umieszcza link do niego (tzw. link afiliacyjny), a następnie rozlicza się za kliknięcia.
Afiliacją jest również opublikowanie przez influencera zdjęcia na Instagramie, na którym widoczny jest produkt danej marki, a w treści posta znajduje się kod, dzięki któremu kupujący otrzyma rabat, z kolei sprzedający będzie mógł monitorować konwersję z danej afiliacji i wypłacić prowizję influencerowi.
Afiliacja w mediach społecznościowych to nie tylko treści publikowane na kontach społecznościowych influencerów. Mogą nią być również posty w grupach dyskusyjnych bądź wiadomości prywatne, których autor poleca produkt swoim znajomym lub obserwującym i ma jakąś prowizję od sprzedaży.
Wszyscy jesteśmy microinfluencerami
Do tej pory marketing afiliacyjny kojarzył się jednak przede wszystkim z influencerami. Firmy najczęściej współpracują z osobami, które posiadają duża liczbę obserwujących. Tymczasem posiadacze dużych profili nie zawsze mają wpływ na decyzje zakupowe swoich obserwujących. Często im większe i bardziej ogólne konto, tym słabsza, mniej intymna więź między jego autorem a obserwującymi.
Z drugiej strony tzw. microinfluencerzy, którzy potrafią posiadać zaledwie kilka tysięcy obserwujących, mogą być prawdziwymi autorytetami dla swojej małej społeczności. Zresztą każdy z nas posiada jakąś społeczność i może być dla niej ekspertem w dziedzinie, którą zajmują się na co dzień. Jeśli masz w rodzinie zawodowego kucharza i na zdjęciu wykonanym w kuchni otaguje noże, z których korzysta na co dzień, być może Ty albo inny jego znajomy kupi takie same noże. I byłoby miło, gdyby autor takiego posta faktycznie coś z tego miał.
Dlatego z ciekawością będę śledził testy i prace nad możliwością oznaczania produktów przez wszystkich twórców, a kto wie – być może w przyszłości nawet przez wszystkich użytkowników.