1 listopada w Polsce wspominamy zmarłych. Wkrótce do grona martwych dołączy Vine (wymowa: wajn), czyli aplikacja i serwis społecznościowy, który należy do Twittera.
Dlaczego Vine znika?
Twitter przedstawił ostatnio swoje wyniki finansowe za ostatni kwartał. Jest lepiej, niż się spodziewano, ale cały czas na minusie. Przy okazji poinformował, że po blisko 4 latach zamyka aplikację Vine. Zwolni blisko 10% pracowników (ponad 300 osób), głównie z zespołu Vine’a.
Vine nie zniknie z dnia na dzień. Jego użytkownicy będą mogli pobierać 6-sekundowe filmiki, które wcześniej opublikowali.
Zamknięcie Vine’a ma prawdopodobnie związek z planowaną sprzedażą Twittera (poświęciłem jej jeden z moich wpisów). Być może Twitter zrzuca zbędny (czyt. stratny) balast, aby być atrakcyjniejszym dla przyszłego kupca.
Historia Vine’a w pigułce
Aplikacja powstała w 2012 roku, a jej oficjalne uruchomienie nastąpiło w styczniu 2013. Szybko zainteresował się nią Twitter i kupił za 30 mln dolarów. Vine okazał się hitem. W pewnym momencie miał ponad 200 mln aktywnych użytkowników. Zajmował 1. miejsce w rankingu sklepu iTunes.
Moda na Vine’a przeminęła jednak równie szybko, jak się zaczęła. Zarządzający Vine’em dali się wyprzedzić Facebookowi, Instagramowi i Snapchatowi.
Mój komentarz
Jestem zaskoczony decyzją Twittera. Niektóre Vine’y i ich twórcy zyskali już miano kultowych. Podsumowania typu „Najlepsze Vine’y 2016 roku” stawały się często hitami internetu. Miłośnicy footballu wykorzystywali Vine’y do pokazywania sobie najlepszych akcji na boisku. Fanpage o nazwie Best Vines ma ponad 21 mln fanów.
Zbierając to wszystko, nie można oprzeć się wnioskowi, że Twitter zaprzepaścił ogromną szansę. Na początku rewolucji mobile Vine był jedną z ulubionych aplikacji Amerykanów. Teraz trzeba ją zamykać, bo przynosi straty. Coś poszło nie tak na poziomie planowania i monetyzowania popularności.
Eksperci zastanawiają się, czy Twitter nie będzie kolejny, jeśli jego właścicielom nie uda się go szybko sprzedać. Z kolei serwis PornHub miał złożyć ofertę kupna Vine’a, bo „Sześć sekund to więcej niż trzeba”.